Czuły narrator - czytanie

Czytam. Dużo, od zawsze, wszędzie, na wszystkich nośnikach. Doceniam papier, ale też wygodę czytnika czy "wielowymiarowość" tabletu. Jak zdarzy mi się czekać trochę w kolejce do kasy, to czytam na telefonie. Czytam trochę prasy i różne książki. Zawsze na stole leży coś z poezji - teraz ukochany Kawafis w nowym przekładzie Antoniego Libery równolegle z ikonicznym już przekładem Kubiaka, poza tym proza oraz non-fiction, w tym w sporej dawce tzw. nature writing. Dobrej literatury non-fiction jest multum, niestety brakuje mi dobrej prozy, dobrej historii. Moje otoczenie koleżeńskie czyta głownie to właśnie, często słyszę, że nie, proza w sensie powieść, to już nie, bo wspomnienia, bo reportaże, bo podróże, bo biografie, a ja tęsknię za dobrą powieścią, w której się można zaczytać, jak w dzieciństwie, całą noc na przykład - a czytało się całe noce, z latarką pod kołdrą i rano szło się do szkoły/na zajęcia, szło się pozostając myślami, a gdzie tam myślami!, całą sobą pozostając w innym, tamtym świecie. Tego mi brakuje, co nie znaczy, że to się nie zdarza, ale stanowczo jak dla mnie za rzadko. 

Pisze Noblistka: "(…) I jeżeli człowiek nie doznał tej nieomal erotycznej przyjemności płynącej z lektury powiedzmy między dziewiątym a szesnastym rokiem życia, to nigdy nie stanie się prawdziwym czytelnikiem. (…) to kwestia zdolności wejścia w świat historii, opowieści, narracji, która się czyta, wejścia w nią jak w świat realny, nie gorszy, nie mniej ważny – przynajmniej w czasie, kiedy trzymamy książkę w ręku (...) Bo też sądzę, że z wielkim tracimy tę niezwykłą chłonność, z jaką wcześniej przyjmowaliśmy świat przedstawiony. U jednych dzieje się to szybciej, u drugich wolniej; ale nie mało jest też takich – i tym szczególnie zazdroszczę – u których trwa ona prawie do końca. (…) którzy wciąż przed zaśnięciem, a i w czasie (…) bezsennych nocy potrafią zanurzyć się w powieść. (...) Z wiekiem przychodzi najczęściej jakiś rodzaj autyzmu: przestają nas interesować powieści, zaczynają nas nudzić opisy, wydaje się nam, że więcej interesujących rzeczy znajduje się w biografiach i monografiach, ze f a k t y są ciekawsze niż obrazy czy dialogi. (…)"

Ciepło mi się zrobiło, jak to przeczytałam - bo to jakby o mnie. Czasem mam tak dość tych wspomnień biografii..., a już wręcz uczulenia nabyłam na "dworkowe" wspominki, jak to dziaduś i ciotuńcia, wujek Tadek zwany Muniem, i kuzynka Hania zwania Muszką... Mam wrażenie, że ta warstwa - oczywiście nie bez wyjątków, nie chcę uogólniać, ale w znacznym wymiarze, była bardzo infantylna i po prostu intelektualnie miałka. A - muszę nadmienić - wiele moich koleżanek czyta głównie to. No i nie mam z kim o czytaniu pogadać. Najwięcej z M., ale ona też nie czyta (już) tzw. literatury pięknej (poza poezją, tej wchłania dużo i jej wrażliwość otwiera mi często oczy...i duszę) Jak unosiłam się zachwytem na Solfatarą (do której na pewno wrócę, bo przeczytawszy na czytniku nabyłam papier; pewne książki trzeba jednak w papierze, tak jak Księgi Jakubowe czy Bieguni), to powiedziała, że 800 stron jest ponad jej siły..., a ja uwielbiam książki, które nie kończą się zanim tak naprawdę się zaczną! 

Komentarze

  1. Nie wyobrażam sobie życia bez czytania. Zanurzyłam się w czytaniu w 5, 6 klasie szkoły podstawowej, gdy co środę biegałam do biblioteki wymieniać przeczytane pozycje. Teraz często książka leży i się kurzy, bo nałóg internetowy bierze górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wierzyć Noblistce, to - skoro czytałaś namiętnie w dzieciństwie -- głód lektury wróci. A jak nie, to też nie koniec świata! Dobry film na pewno jest przyjemnością, bynajmniej nie zastępczą!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wakacje

Podwójne 500

Cortona