Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2021

F•R•I•E•N•D•S

Obraz
Wczoraj już w łóżku, doczytany artykuł, oczy się zamykają, jeszcze zajrzę tylko tu i tam.. i bach! Na jednym z czytanych blogów info, że jest już dostępny dawno zapowiadany program (show) Friends. Reunion , upitraszony z okazji 15-lecia zakończenia serialu (które to minęło w zasadzie w 2019, ale covid…). Przyjaciół emitowano w dziesięciu sezonach, w latach 1994–2004. Pierwszy sezon i kawałek drugiego obejrzałam „w czasie rzeczywistym”, bo mieszkałam wtedy za granicą. Podobało mi się, ale bez szału. Po powrocie do Polski zupełnie o nim zapomniałam, a może nawet mniej – nie było chyba czego zapominać, ot, obejrzane kilkanaście odcinków, również z powodów towarzyskich, bo w trakcie spotkań koleżeńskich się o tym rozmawiało i rzucało żarcikami „w temacie”. Kilka (naście?) lat później przypadkiem, śmigając pilotem po kanałach, trafiłam na coś, co mi coś przypominało, i to coś spowodowało, że odłożyłam pilota. Patrzyłam, słuchałam dzwonów co to gdzieś dzwoniły i szukałam w pamięci właśc

Niedzielny obiad rodzinny

Obraz
się odbył. Zaserwowałam: 1. zielone szparagi polane masłem, z połówkami jajka na twardo z majonezem wegańskim i kiełkami rzodkiewki i w miseczce do dobrania małe papryczki pieczone z suszonym pomidorem i cebulą; 2. parmigiana, która wzbudziła słuszny entuzjazm; 3. falafele, młode ziemniaczki z koperkiem, fasolka szparagowa zielona i żółta z bułką tartą i mizeria z rzodkiewką i koperkiem, z wegańską śmietaną; 4. deser – lody i tarta z crème pâtissière i truskawkami, której nikt już nie dał rady, więc była na wynos. Tarta kupna, ale bardzo dobra. Kiedyś robiłam taką sama, według przepisu Nelly Rubinstein, pamiętam moczenie truskawek w galaretce, żeby były ładnie glazurowane, teraz piekę tylko na święta, na inne okazje kupuję. Wszystko się udało, no prawie wszystko…, bo nie udało się wino. Czerwone ok, jeszcze z zapasów z Włoch, ale do szparagów musiałam podać białe, a białego już nie miałam. Zamiast kupić coś oczywistego, to, naprawdę nie wiem, co mnie podkusiło, kupiłam pinot grigio spu

Tatrzańskie klimaty

Obraz
Dzieckiem będąc prawie całe wakacje spędzałam w górach. Wyjeżdżałam właściwie zaraz po rozdaniu świadectw, co mnie nie cieszyło, bo dzieciarnia wtedy wysypywała się na podwórka i szalała, a ja zmieniałam uroczyste ubranko na podróżne i do pociągu. Mój brat był chorowity (migdałki), a klimat górski miał temu zaradzić. Babcia była nauczycielką, więc po zakończeniu roku brała nas i ruszaliśmy. Potem przyjeżdżali rodzice, wymieniali się z wujostwem, a my, dzieci (plus kuzynostwo), siedzieliśmy na miejscu prawie dwa miesiące. Potem jako licealistka i studentka jeździłam z koleżeństwem. Teraz nie jeżdżę w góry w ogóle, nie dlatego, że mam coś przeciw górom, ale wektory wyjazdów się zmieniły. Za to mój brat regularnie jeździ, odwiedza miejsca, w których mieszkaliśmy (nie tylko Tatry), robi zdjęcia, które czasem porównujemy z tymi starymi. I chodzi po górach. Z różnych okazji prezentuję mu książki wydawnictwa Czarne z serii „tatrzańskiej”, a potem sama je z przyjemnością czytam. Ostatnio poł

Poranek z niespodzianką

Rano po śniadaniu kawa - włączam ekspres, kawa zaczyna się sączyć, czekam na najprzyjemniejszy moment dnia, czyli pierwszy łyk kawy, a tu bach - wysiadł prąd! Sprawdziłam, ze to nie u mnie i czekam. Po 10 minutach elektryka wróciła i  znowu włączam ekspres, kawa znowu się mieli, zaczyna się sączyć - i bach, to samo! No szlag,  myślałam, ze z wściekłości się rozpęknę. Klnąc poszłam do Żabki po kawę, jak wróciłam prąd jest, ale nie wiem, co z tym ekspresem - przecież on ma tam już pełno namielonej kawy, a nie można zrobić kawy bez mielenia. To może teraz on się rozpęknie? Anyway - dobrze, ze jest taka Żabka pod bokiem. Kawa nie była rewelacyjna, ale dała się wypić, zwłaszcza jak człowiek na porannym głodzie kofeinowym ☕️. Acha - i w końcu miałam okazję spożytkować te moje jakieś tak zabkowe punkty. 

Falafele

Obraz
Miałam napisać o tym, co przeczytałam (dużo!), co obejrzałam (ciut), gdzie byłam i co tam widziałam (ho, ho), ale będzie o garach. Hasło: falafel, taki prawdziwy, z suchej ciecierzycy (czy to to samo co cieciorka?). Korzystałam z trzech przepisów: Jadłonomia, Kwestia smaku i White plate. Najpierw ciecierzycę trzeba namoczyć, najlepiej przez 12 godzin (przez noc), ale nie dłużej, bo, jak ostrzegają niektórzy, może zacząć fermentować, zwłaszcza jeśli jest ciepło. Nasuwa się pytania, czy, aby zapobiec ewentualnej fermentacji, nie można by procesu moczenia zamknąć w lodówce? Niestety, nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi, tak samo jak na inne: czy do przygotowania placuszków/kotlecików trzeba przystąpić zaraz po odcedzeniu ciecierzycy, czy też można odcedzoną przechować jakiś czas w lodówce. To dość ważne, bo jeżeli taka opcja nie wchodzi w grę, to przygotowanie falafeli staje się przede wszystkim wyzwaniem logistycznym – żeby w miarę dokładnie po 12 godzinach, czyli rano, zaraz przyst

Spacery alternatywne

Obraz
  Lubię – jak chyba prawie każdy – spacery nad morzem, w górach, parkach, lasach, po łąkach, polach…, itp., ale lubię też chodzić po moim mieście, po terenach, których nie znam, o których mam ledwie pojęcie, że istnieją, często zapyziałych, zaniedbanych, z widocznymi śladami przeszłości, nie niekoniecznie malowniczymi, choć zdarza się, że bardzo urokliwymi.  Takie miejsce eksplorowałam wczoraj – Przeróbka. Rozciąga się na prawym brzegu Martwej Wisły, administracyjnie obejmuje aż Twierdzę Wisłoujście i Westerplatte. Na dwie części przecina ją ulica Siennicka, będąca przedłużeniem Mostu Siennickiego. Obie części opierają się o Wisłę, ta po prawej (patrząc w stronę morza) jest zdominowana przez budownictwo mieszkaniowe, częściowo przedwojenne, częściowo z lat głównie 60. ubiegłego wieku, a wzdłuż Wisły poprowadzono trakt spacerowy, jakby niezbyt szeroki bulwar. Część po lewej jest zdecydowanie przemysłowa w charakterze, w większej części raczej poprzemysłowa. Znajdują się tam Zakłady Napr

Obejrzane / Monteverdi

Obraz
Jakiś czas temu rozmawiałam z K. Ona bardzo dużo czyta, co prawda na ogół zupełnie inne rzeczy niż ja, ale łączy nas zamiłowania do opasłych tomów. Powiedziała, że nie umie – nie może? – usiąść z książką w ciągu dnia w fotelu czy na kanapie, czyta w łóżku, przed zaśnięciem i po przebudzeniu. Uświadomiłam sobie, że z kolei ja nie umiem usiąść przed telewizorem i go oglądać. Naprawdę nie wiem, na czym to polega. Czasem widzę w programie nawet w miarę interesujące filmy czy też inne pozycje, np. na TVPK, nawet zapisuję (tzn. robię zdjęcie), ale jak przychodzi czas, to nic z tego nie wychodzi. Mam sporo filmów nagrane, tego też nie oglądam. Wczoraj się przełamałam i obejrzałam film dokumentalny Monteverdi. U źródeł opery . Film produkcji francuskiej, co wzbudziło niejakie obawy, które poi części się sprawdziły.  W skrócie – fajny film, dobrze się oglądało, ale nic więcej.  Fatalne była bardzo duża różnica pomiędzy natężeniem dźwięku lektora a ścieżki filmowej, czyli jak lektora się słu

Gloomowato

Od rana okropnie się czuję, może to przez wiatr, bo wieje silny i lodowaty, a do tego ostre słońce, no głowę mi po prostu rozwala i mi niedobrze, ale byłam umówiona do fryzjera i nie chciałam odwoływać, bo to byłoby w ostatniej chwili, a przecież przez pandemię znowu miesiąc mieli w plecy. A skoro już poszłam do fryzjera, to jeszcze zrobiłam zakupy na hali oraz obkupiłam Kot, i teraz to wszystko stoi nierozpakowane, bo słabo mi się robi na myśl, że muszę to czyścić i płukać, i szczaw na zupę dziergać, i inne, na szczęście nie kupiłam  botwiny ani szpinaku.  

Od ławeczki do ławeczki / lektury

Obraz
Maria Lewińska, Od ławeczki do ławeczki. Lektura obowiązkowa dla starszych pań . Na wstępie dam wyraz swojej opinii, że na pewno nie jest to lektura obowiązkowa dla nikogo. Wydana przez Austerię w serii „Z rękopisów” jest wszak lekturą przyjemną, taką akurat przed snem, bo to cieniutki zeszycik, jak wszystkie z tej serii. Kupiłam przy okazji odbierania zamówienia w księgarni, bo lubię tę serię, dość chyba młodą, powstałą już po zniknięciu nieodżałowanych Zeszytów Literackich, z których stajni autorzy są w niej obecni. Marii Lewińskiej nie znałam, nie wiem, czy coś wcześniej opublikowała (można łatwo sprawdzić, ale mi się nie chce). Autorka jest już starszą panią, mieszka w Izraelu, do którego wyemigrowała wraz z rodziną w roku pamiętnym, jako nastolatka. W książeczce są ciekawe rozważania snute w lekkim, często dowcipnym tonie, (bardzo) rzadko pojawiają się cięższe akcenty z wyraźną nutą goryczy równoważonej ironią. Dla mnie, jako dla językowej fanatyczki, bardzo ciekawe – i zabawne –

Majówka

Obraz
Pogoda była koszmarna. Ja nie jestem meteopatką, rzadko narzekam na pogodę – no chyba że na upały – ale to, co działo się u nas przez ostatnie kilka dni było naprawdę mocnym uderzeniem. Jeszcze w piątek udało się podreptać, w sobotę też, choć już było bardzo zimno (ale słonecznie), w niedzielę nawet nie została podjęta próba, w poniedziałek owszem – zaplanowana trasa po sopockich lasach, jednak zaraz na jej początku zaatakował nas ciężki grad, więc się poddaliśmy. Sam grad nie jest niczym przerażającym, ale M. był stanowczo za lekko ubrany i bez kaptura, a ja miałam kiepskie buty jak na błoto, które natychmiast się ładnie umięsiło dookoła. Mając świadomość moich skłonności po poślizgnięć, wolałam nie ryzykować i wróciliśmy do domu. Gdzie grzecznie czekały książeczki i bakłażany.   O książeczkach innym razem, dziś o bakłażanie. W końcu zrobiłam parmigianę! To obłędne danie jadłam po raz pierwszy chyba w Pawii, w każdym razie dość późno w procesie moich italskich wypraw. Potem zawsze,

Spacerowicz mały

Obraz
Wczoraj słonecznie, acz bardzo zimno. Spacer udało się upartolić. Spotkaliśmy Jurka - mały, ale - chciałoby się powiedzieć - jary. Szybki bystrzak, wiedział, gdzie wiedzie jego życiowa droga i podążał bez oglądania się za siebie i dokoła. Dyskretnie asekurowaliśmy go na ścieżce rowerowej; co prawda na oko było pusto, ale niektórzy rowerzyści, jako ekologiczni użytkownicy dróg, potrafią na spacerowych ścieżkach rozwijać prędkości zawrotne i pojawiać się znienacka.  Zajrzeliśmy na przystań NCŻ - dla niewtajemniczonych: Narodowe Centrum Żeglarstwa. Między wieloma jachtami stał Turkan. Łezka mi się zakręciła - tym jachtem Szymon Bzoma (notabene dr biologii) organizował kiedyś Rejsy na ptaki. Nie wiem, może nadal organizuje, tylko nie ma go w polu mojego wirtualnego widzenia. Kiedyś popłynęliśmy w taki rejs. Ptaków za dużo nie było, jak ktoś coś interesującego zobaczył, to wszyscy rzucali się na jedną burtę, a Szymon krzyczał, żeby nie przeciążać jednaj strony. Tam byli głownie starzy wyjad