Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2021

Spacer inaczej

Obraz
Smutna refleksja spacerowa.  Ciężka, niebezpieczna praca, żałosna płaca - z tego banneru bije przede wszystkim poczucie bezradności i osamotnienia. Oflagowane znakiem związku, który popiera tę władzę, dla którego, tak jak i dla władzy, ta garstka ludzi nic nie znaczy. Bez agresji, bez wulgaryzmów, żadne media tego nie podchwycą. Beznadzieja.  SAR to skrót od Search and Rescue

Leonardo daVi

Pojawiła się w mediach informacja, że eksperci ostatecznie zawyrokowali – Salvator Mundi nie jest dziełem wielkiego Leonarda. Meritum nie podejmę, niezbyt mnie też interesuje wybrzmiewająca tu głównie kwota, za jaką obraz kupił jakiś szejk. Inna lampka mi się zapaliła 🙂 Mam z tym obrazem osobiste wspomnienie, pośrednio. W czasie toskańskich wakacji w 2019 roku jak zwykle poszliśmy na kolację do Le Bindi, miejsca, gdzie nie ma menu, trzeba się wcześniej zapisać, wszyscy siedzą przy jednym stole, a raczej przy dwóch jednych stołach, Paolo (gospodarz) wnosi półmiski, z których się samemu nakłada to, co się chce i ile się chce. Koło nas siedziały dwie Szwajcarki, matka z córką, z Lugano (rzuciłam oczywiście Marthą Argerich, a co tam!), po włosku mówiły równie dobrze jak po angielsku. Miały letni dom niedaleko, część pozostałego towarzystwa przy stole to byli ich włoscy sąsiedzi i znajomi. Córka była studentką, studiowała coś związanego z filmem. Jak powiedzieliśmy, że my Polaki, to bar

Listopadowy balkon

Obraz
  już nie wymiata, ale jeszcze nie śpi: zakwitł - oby na zdrowie! - nagietek lekarski, dzwoneczki podnoszą główki. Jest dobrze :-))

Dni listopadowe

Obraz
1 listopada to dla mnie bardzo ważne święto. Tak zawsze było w naszej rodzinie. Zapewne za sprawą tragicznej śmierci brata mojej mamy, który zginął w wieku lat 23. Ja miałam wtedy 3 lata, a mojego brata, który otrzymał po nim imię, jeszcze nie było na   świecie. Pamiętam z dzieciństwa przygotowania do podróży do Torunia (tam został pochowany, bo dziadkowie mieszkali niedaleko, stamtąd pochodzi cała rodzina mojej mamy), potem układanie na mogile kwiatów i zniczy, schodziła się tam cała duża rodzina, nie wszyscy naraz, ale zawsze było to kilka osób. Roz mawiało się, wspominało. Te rozmowy cały czas mi w uszach wybrzmiewają – „ach wujku!, kochana ciociu! ależ ty urosłaś! a to moja wnusia; jak się czuje Hania? przyjedziecie w tym roku?...”. Dla nas, dzieci, to była frajda – bawiliśmy się zniczami i świeczkami, bo to były czasy, kiedy znicze często gasły, a stawiało się i zwykłe świeczki, więc my zapałaliśmy te gasnące, przelewaliśmy resztki gorącego wosku z jednych do drugich, przestawiali