Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

Niedziela - Monte San Savino

Obraz
W niedzielę  z godnie z planem Monte San Savino z pchlim targiem i udostępnioną XVI-wieczną cisterną. Na targu nic mnie nie uwiodło; owszem, były dwa piękne fajansowe talerze dekoracyjne (średnica 45 cm), ale po pierwsze nie odważyłabym się wieźć ich tak daleko, nawet samochodem, bez specjalnych skrzynek, a po drugie, cóż, tanie nie były, mogłabym nawet dodać: po trzecie kupowanie takich rzeczy jest (dla mnie) prawdziwą frajdą tylko wtedy, jeśli od razu widzę miejsce i kontekst, w jakim się znajdą w moim otoczeniu, a tego na razie zobaczyć bym nie mogła. Niemniej posnuć się wśród straganów, popatrzeć, podtykać, poobracać w palcach – dobrze spędzony czas. Już koło drugiej znaleźliśmy się w pobliżu S. Agostino – na schodkach sąsiadującego oratorium i na krawężnikach siedzieli ludzie i coś pałaszowali z papierowych zawiniątek i tacek, a na tablicy przed chiostro młoda osoba zawijała wiszący plakat tak, żeby nie było widać napisu. Hm, zaciekawiło mnie to, weszłam za nią na chiostro, ona mn

Na miejscu :-))

Obraz
 

W drodze cd.

Obraz
Wejście do pokoju hotelowego we Włoszech nie nastręczało żadnych problemów - full vintage! W pokoju jest nawet telefon z opcją zamawiania rozmów bezpośrednich przez recepcję! Po kolacji pierwsza kawa we Włoszech, ech… Hotel okazał się bardzo miły w swoim staroświeckim charakterze. W restauracji umajonej obficie    sztucznymi, acz wymyślnie udrapowanymi kwiatami dostaliśmy więcej niż przyzwoitą kolację - w karcie nie było nic wege, zaproponowano mi makaron z sosem pomidorowym - w każdej szanującej się włoskiej jadłowydajni zawsze musi być świeży sos pomidorowy. Wzięłam fusilli - szczerze mówiąc, rewelacja, M. wziął jakieś cozze, tez chwalił, plus dodatki (contorni) - bakłażany i szpinak, półlitrowy dzbanek miejscowego wina i na koniec espresso jak pan bóg przykazał - czegóż chcieć więcej? Rano śniadanie również nie dało żadnych powodów do narzekań (już od jakiegoś czasu zauważam, że w takich sytuacjach Włosi coraz częściej sięgają po „słone”, czyli to, co dla nas jest normalnym śniadani

Po drodze

Obraz
W hotelu pod Lipskiem -  hotel jest automatyczny, bez obsługi, żeby wejść do pokoju trzeba wklepać kod, 9 cyfr, szybko, bo chwila zawahania przerywa operację, a klawiatura nie jak np w komputerze czy telefonie w układzie 3 x 3 i zero, tylko dwie kolumny, bynajmniej nie podświetlona, ciemno, bo wchodzi się bezpośrednio z zewnątrz, tak jak w motelach na amerykańskich filmach, wklepywaliśmy to na zmianę chyba ze 20 razy, bo przecież my już starsze ludzie jesteśmy, ja dostałam głupawki śmiechowej, aż w końcu M. doczytał, ze na końcu trzeba wcisnąć "akceptuj". I w ten sposób nie śpimy tej nocy w samochodzie. Ale jak się okazało to i tak jakby na dworze, ale co tam, przeżyjemy. A potem poszukaliśmy czegoś do jedzenia, restauracja grecka o nazwie Akropolis, a jakże, kelnerują młodzieńcy bez angielskiego, cóż, człowiek ma swoje lata, był tu i tam, t te kilka slow po niemiecku pojmie, a menu ostatecznie se może wklepać do tłumacza w telefonie, ale jednak dziwne. Na koniec okazało się

WAKACJE

Obraz
  Jadę na wakacje takie prawdziwe, nie że tu sobie chadzam brzegiem morza, kąpię się, poleguję na plaży i takie tam zwyczajne rzeczy. Jadę tam, gdzie nie będzie morza, ale za to będzie prawdopodobnie upalnie. Ciężko znoszę upały, ale tam na szczęście warunki umożliwiają ochronę przeciwsłoneczną – kamienny dom, okiennice, markizy... Jadę w to samo miejsce, w którym spędzam dwa późnoletnie tygodnie już od wielu lat. Monte San Savino to mała miejscowość w prowincji Arezzo, a my kwaterujemy nieopodal, w wiejskich okolicznościach przyrody, pomiędzy zagonami winorośli, słoneczników (mogą być już zebrane) i drzewkami oliwnymi. Cieszę się, Monte San Savino może też się cieszy, bo jakby na nasz przyjazd przygotowało atrakcje – już w niedzielę Mercato dei Pulci, czyli pchli targ, i udostępnienie do zwiedzania XVI- wiecznej podziemnej cisterny (zbiornika na wodę), która służy mieszkańcom do dziś. Paszporty covidowe i różne rejestracyjne formalności załatwione, na wszelki wypadek wydrukowane

Dzień po ciężkim dniu

Wczoraj very hard day -- końcówka pewnego zlecenia. Od rana przy komputerze + uzgodnienia telefoniczne, o 22 poszedł plik do D., która miała to dziś rano przesłać do drukarni, pewnie ślęczała nad tym cała noc. Kładłam się nieprzytomna, z głową pełną kołujących myśli. Dziś na 10 fryzjer, wracam umęczona, przechodzę koło piekarenki i myślę - kupię sobie do kawy jagodziankę na wzmocnienie. Wchodzę, pytam o jagodzianki, a pani mówi, ze finito, koniec sezonu, bye, bye jagodzianko, see you next summer..., o losie! Pani zaproponowała drożdżówkę ze śliwką, wzięłam. 

Plaża

Obraz
Jestem spod znaku Wodnika, woda to mój żywioł. Kocham morskie kąpiele, nie pogardzę basenem, ale lubię też poruszać się po wodzie – łodzią taką czy inną, (kiedyś) kajakiem, statkiem większym czy mniejszym. Kiedy mieszkałam w Szwecji wolałam podróżować do Polski i z powrotem promem, a nie samolotem. Nie dane mi było pływać po oceanach, ale w oceanie i owszem – kiedyś, dawno, na Wyspach Kanaryjskich. Mieszkam nad morzem. Morze jest dla mnie bardzo ważne – uspokaja mnie, tonuje, wydaj mi się, że dopiero nad brzegiem morza oddycham pełną piersią. Morze o każdej porze roku jest inne, dla mnie zawsze piękne – i zimą z zaśnieżoną plażą, i wiosną, kiedy można obserwować wiele ptaków, i latem z opcją kąpieli i polegiwania na plaży z książką, i jesienią, targane sztormami. Teraz lato – już się kończy, a było piękne. Codziennie spacer brzegiem morza, ze Stogów do Górek Zachodnich, to w dwie strony około 8–9 km, z przystankiem lub kilkoma na kąpiel i obeschnięcie z książką w ręku. Moje stopy to