Czuły narrator - życie/świat/natura
Przeczytałam już jakiś czas temu, a cały czas mi się tłucze po głowie. Może, jak coś napiszę, to się przestanie tłuc? Bardzo to dla mnie ważna lektura, miejscami nawet bolesna.
Nie podzielę się tu, nawet jeśli tylko sama ze sobą, wszystkimi refleksjami - to zresztą mogłoby się skończyć przepisaniem i skomentowaniem niemal całej książki [pamiętam jak kiedyś na studiach, ucząc się do polskiego średniowiecza, robiłam notatki z tzw. malej gotyckiej Janusza Kębłowskiego, na koniec stwierdziłam, że prawie przepisałam całą książkę, a jeszcze śmieszniej się zrobiło, jak okazało się, że koleżanka E. zrobiła dokładnie to samo!], co oczywiście nie ma sensu.
Pisze noblistka: "Sądzę, ze grzechem, za który zostaliśmy wygnani z raju, nie były ani seks, ani nieposłuszeństwo, ani nawet poznanie boskich tajemnic, lecz właśnie uznanie siebie za coś oddzielonego od reszty świata, pojedynczego i monolitycznego. Odmówiliśmy uczestnictwa w relacjach."
Odmówiliśmy uczestnictwa w relacjach.
I dalej: "Cierpienie człowieka łatwiej mi znieść niż cierpienie zwierzęcia. Człowiek ma własny, rozbudowany, rozgłoszony wszem i wobec ontologiczny status, co czyni go gatunkiem uprzywilejowanym. Ma kulturę i religię [nie każdy - dodam], żeby wspierały go w cierpieniu. Ma swoje racjonalizacje i sublimacje. Ma Boga [nie każdy ma], który go w końcu zbawi. Ludzkie cierpienie ma sens. Dla zwierzęcia nie ma pociechy ani ulgi, bo nie czeka go żadne zbawienie. [ks. Twardowski pisał w wierszu Nie wierzę: "(...) nie wierzę, że zarżnięta krowa nie idzie do nieba (...)", ale czy można mu wierzyć?] Nie ma też sensu. Ciało zwierzęcia nie należy do niego. Duszy nie ma. Cierpienie zwierzęcia jest absolutne, totalne."
Komentarze
Prześlij komentarz