AntyProust, czyli czas odnaleziony bez poszukiwania

W niedzielę wpadłam w lekką panikę - no bo jak to? Za dwa tygodnie święta, a ja nic w temacie? Nie to, żebym była arcyświąteczna czy jakieś tam takie, ale lubię mieć w święta tak jak lubię i bez zadyszki. Okna - najlepiej w poniedziałek, zadzwoniłam do pani B., przyjdzie. Zakupy - w czwartek, to, co już można, plus obkupić Kot, żeby było z głowy. Szybki plan wstępny działań kulinarnych, w które trzeba będzie wpleść działania porządkowe i balkonowe, a jeszcze wiszą jakieś czytania zleceniowe. Na jutro zaplanowany spacer z B. - może odwołać, bo wygląda, że przed Wielkim Tygodniem to jedyny dzień całkiem wolny, więc może popracować i trochę balkon... Dziś masaż, P. w świetnej formie i nastroju, jak tak sobie, gadamy, gadamy, umawiamy się za tydzień - ja mówię: to już będzie wtorek w Wielkim Tygodniu, a P. , że nie, że to jeszcze za kolejny tydzień... Zaczęłam liczyć..., i bum! - zagubiony tydzień się odnalazł. Hurra! Mam jeszcze dużo czasu, spacer jutrzejszy niezagrożony i w ogóle Alleluja! Tylko okna trochę za wcześnie, ale co tam, będzie z głowy.



Komentarze

  1. No proszę, nie zgubił a znalazł 👍

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście bardzo się ostatnio zdziwiłam że te Święta to prawie już. Przecież dopiero co był Sylwester 😁

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wakacje

Podwójne 500

Cortona