Się kręci

czyli różne różności z życia codziennego

Szczepienie

jestem zapisana na 14 kwietnia. Według kalendarium zapisów mogłam to zrobić od wczoraj (wtorek), ale już w poniedziałek na pacjent.gov było skierowanie, a wieczorem pojawił się link do rejestracji, potem wystarczyło wybrać termin i miejsce. Wczoraj spotkałam sąsiada z góry, który, wskazując na telefon, skarżył się, że już 40 minut czeka na połączenie z rejestracją, cóż. Teraz wyglądam z utęsknieniem terminu zapisów dla R. (M. zaszczepiony w ramach puli akademickiej). Mój termin bardzo wczesny, M., trzy lata ode mnie starsza ma 19 kwietnia, a jej mąż, kolejne trzy lata starszy, na 17. M. w Warszawie (w moim wieku) ostała termin 20 kwietnia, czyli ja prowadzę w tym wyścigu! Cieszę się, ale też trzymam się zasady nie podejmowania dyskusji na ten temat. Nikogo nie przekonuję, nie oceniam, nawet jeśli się dziwię. Z mojego otoczenia tylko B. się nie szczepi, rodzaj szczepionki nie ma tu noc do rzeczy, od początku mówiła, że nie i nie zmieniła zdania nawet po tym, jak niektóre osoby z jej bliskich wylądowały w szpitalu. Nie szczepi się też cała "wiejska" rodzina M., starzy, młodsi, młodzi - jak jeden mąż mówią: nie, mimo że ktoś pracuje w służbie zdrowia (pielęgniarka), ktoś inny na początku przeszedł covid bardzo ciężko.

Święta

podobno mają nas zamknąć, cokolwiek to by oznaczało, bo niby nie mogą? Na razie w ogóle o tym nie myślę, planuję święta normalne, a będzie co będzie. Okna umyte w poniedziałek, pani B. jak zwykle zrobiła to starannie, spokojnie, nucąc sobie coś tam cichutko. Ja w tym czasie też coś zrobiłam, bo przecież nie będę leżeć na kanapie, jak pani B. macha ścierką w pocie czoła, w sumie więc uzbierało się sporo. Niestety wczoraj dopadło mnie silne przeziębienie (katar), dziś jeszcze czuję się byle jak, a jutro chciałabym na cmentarz, bo może potem zamkną? 

Zegarek

zakupiony (w ostatniej chwili przed zamknięciem galerii) - duży, taki trochę vintage, bardzo jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że posłuży mi już do końca.😊


Praca

wczoraj, mimo przeziębienia, prychając, kichając, zużywając miliony chusteczek, siedziałam karnie przy laptopie prawie cały dzień (nie non-stop ofkors). To już etap PDF, męczące jest przeglądanie tego, bo trzeba ciągle powiększać, przesuwać, pomniejszać, wprowadzanie poprawek również jest żmudne, bo robię to metodą zaznaczania i notatek - z mojego doświadczenia wynika, że zastępowanie tekstu, nadpisywanie czy wykreślanie się nie sprawdza, bo po prostu graficy tego nie zauważają, czego nie rozumiem, ale w końcu musiałam zaakceptować. Wieczorem plik wysłałam D. Została mi jeszcze prezentacja - w niej tekstu jest niewiele, ale muszę go konfrontować z tym, który jest w zasadniczym pliku, żeby zapisy się nie różniły, no i dużo poprawek w podpisach pod zdjęciami, bardzo to upierdliwe. Mam zrobione pewnie ze 3/4, chciałabym dziś skończyć i wstać jutro rano bez natrętnej myśli, że muszę zastartować laptopa... 



Komentarze

  1. Jednak zamykają...
    To błędne koło, ludzie oswoili strach, rządzący stracili wiarygodność, coraz więcej osób waży sobie lekce te wszystkie obostrzenia, spirala się nakręca, zachorowalność rośnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety masz 100 procent racji. Kiepsko to wygląda, naprawdę kiepsko. I od strony społeczeństwa, i od strony władzy - władza się miota, niby zamyka, ale nie do końca, i chce i boi się, a ludzie czasem wręcz demonstrują, gdzie i jak głęboko mają ostrożność i wzgląd na innych

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wakacje

Podwójne 500

Cortona