Poświątecznie
Z
głowy – do Bożego Narodzenia!
Nie
to, żebym miała na co narzekać. Wszystko się udało, było spokojnie, miło,
trochę wesoło, trochę filmowo (w końcu obejrzany Koneser, dobry film! oraz Tully, która trafiła się na TVPK), i
oczywiście jedzeniowo. Jeśli chodzi o to ostatnie – już dawno ograniczyliśmy
wszystkie nasze święta w tym względzie do jednego posiłku. Wielkanocnie
zasiadamy do stołu o 14, potem jest kawa/herbata/ciasta/słodycze już do końca
dnia, bożonarodzeniowo zaczynamy o 15 (poza Wigilią rzecz jasna, która startuje
około 20). Wszystko (śniadanie, obiad, podkurek, kolacja…) w jednym. W ten
sposób pierwsze pół dnia jest "wolne", każdy robi co chce. Oprócz
mnie, bo jako główna aranżerka i scenografka imprezki muszę ją jednak
przygotować, podać. Ale i ja mam rano czas na poczytanie, czasem napisanie
kilku zdań i przede wszystkim na spacer, choćby jakie pięć kilometrów.
W niedzielę
dodatkowo wybraliśmy się razem po kawie na pobliski cmentarz, gdzie zachowało się
sporo starych nagrobków i jest klimatycznie. Są też groby współczesne – o mamma
mia, co też ludzie na nich stawiają! Już nie komentuję sztucznych kwiatów czy
biało-czerwonych szarf owiniętych wokół krzyża (!!), ale znicze w kształcie
zajączków ze złoconymi uszami – jedno ucho stojące, drugie oklapnięte, powaliły
mnie, to już absolut.
Niestety
stare nagrobki znikają, w ich miejsce pojawiają się nowe, małe, bo urnowe. Nie
wiem, na jakiej zasadzie, to cmentarz komunalny (niegdyś garnizonowy). Na cmentarzu
parafialnym wystarczy trochę spóźnić się z opłatą i można już nagrobka nie
zastać na miejscu, ale na komunalnych tak się nie dzieje. Nie chce mi się tego zgłębiać,
ale zawsze, jak tam jestem, sprawdzam, czy Trygve Rudolf Strand jeszcze
spoczywa w pokoju. Skromniutki, niewielki nagrobek urodzonego w Oslo 26 czerwca
1927 roku i zmarłego we wrześniu (? trudno czytelne) 1945 roku w „Danzig”… Miał
zaledwie 18 lat, co się stało, że na zawsze pozostał w „Danzig”? Jakaś portowa
burda? Może napad rabunkowy? Nie miał w ojczyźnie nikogo, kto chciałby go
sprowadzić w rodzinne strony? Czasem zapalam znicz.
Komentarze
Prześlij komentarz