Projekt - mieszkanie, cd.
Wczoraj spotkanie u pani architekt. Ona jest
bardzo miła, na wszystko mówi „dobrze”, „oczywiście”, ale prochu nie
wymyśli. Może tak właśnie powinno być – od wymyślania jestem ja, a ona
niech powie, czy to jest do zrealizowania. Wcześniej bałam się, że architekt
będzie narzucał rozwiązania i swój gust, a teraz mam niedosyt inicjatywy…
jednak czasem chciałoby się jakiegoś nowego pomysłu, zobaczyć błysk. Głównie
rozważaliśmy projekty łazienki i kuchni, które jakiś czas temu nadesłała. Owszem,
zaproponowała ładne kafelki do łazienki…, ma myśleć, jak rozplanować tzw. salon
– dobrego ustawienia chyba nie ma. W gotowym mieszkaniu można jeździć z meblami
i próbować różne ustawienia, ale trzeba wybrać miejsce na telewizor (gniazdo);
to pewien paradoks, że ja, która właściwie w ogóle nie oglądam telewizji, może jedynie
w czasie świąt, kiedy uprawiamy tzw. rodzinno-stadne oglądanie z komentarzami, jestem
postawiona w sytuacji, kiedy telewizor determinuje wszystko inne. Kuchnia (aneks,
sporo powiększony w stosunku do pierwotnej propozycji) – zaskoczyła mnie
podłogą, taką samą jak w pokoju, czyli drewnianą. Ładnie to wygląda, taka jednolita
powierzchnia drewniana, bez progu, ale czy się sprawdzi? W końcu kuchnia to
mokre pomieszczenie, tę podłogę można traktować na mokro, ale różne rzeczy się
rozlewają, chlapią, będą zostawać plamy. Z drugiej strony boję się, że jestem
do pewnych rzeczy zbyt już przyzwyczajona, że nie umiem spojrzeć świeżym okiem.
Przecież teraz to się robi inaczej niż kiedy urządzaliśmy obecnie użytkowane
mieszkanie w późnych latach 90. XX wieku, np. M. mówił, że jeden z młodych od
niego ma drewnianą podłogę w łazience i że to się sprawdza. Ale z trzeciej
strony – właściwie wszystko, co zostało zrobione w tychże późnych 90. i
zmodernizowane nieco we wczesnych 2000. zdało egzamin dojrzałości, czyli wytrzymało
próbę czasu. Pani architekt ma przesłać projekt urządzenia garderoby – tego
jestem bardzo ciekawa, bo sama nie specjalnie mam wyobrażenie. Obecna garderoba
jest bardzo mała i urządzona (amatorsko) w bardzo prosty sposób – na jednej
ścianie jest drąg do wieszania, nad i pod nim długie półki, pod dolną stoją
buty, na „frontowej”, naprzeciwko drzwi półki, na drugiej długiej ścianie dodatkowe
„ramiona” (to są chyba wsporniki do półek) na wieszanie krótkich rzeczy, i np.
toreb. Pod tym stoi kosz na pranie, stojąca półka na chemię, odkurzacz, taboret.
Garderoba jest bardzo ciasna, ale właściwie funkcjonalna. Powiedziałam jej, że
chciałabym fragmentami zastosować tapetę, a także to, że trudno coś wyszukać w
sieci – oferta jest ogromna i klikać można choćby całe życie, więc może by coś zasugerowała,
znaczy gdzie szukać. A w ogóle, ponieważ chyba zdaje się o ile mi wiadomo
wkrótce mają otworzyć sklepy tzw. budowlane, to może warto w nich nieco ponurkować?
Strasznie mi się co prawda nie chce…
Szczerze mówiąc, w ogóle nie specjalnie chce mi
się o tym mieszkaniu myśleć, bo czuję do niego niechęć. Po spotkaniu z architektką
przez jakiś czas myślę o tym nieco cieplej, ale później znowu zaczynam temat wypierać.
Jakiś czas temu M. spytała właściwie dlaczego? Nie wiem, właściwie dlaczego.
Może dlatego, że bardzo dobrze mi się mieszka tu gdzie mieszkam? Może dlatego,
że w obecnym mieszkaniu spędziłam kawał życia, że w nim przeżywała bardzo ważne
w moim życiu zmiany, i te dobre, i te złe? Tu bywała moja mama, a także inni, którzy
już mnie w nowym nie odwiedzą. Może dlatego, że jak to urządzałam i
kombinowałam, to byłam młoda, pełna zapału i entuzjazmu, a teraz nie mogę tego
za grosz wykrzesać? Nowa lokalizacja jest bardzo blisko obecnej, często
przechodzę mimo i… odwracam wzrok.
Komentarze
Prześlij komentarz