Maria Lewińska, Od ławeczki do ławeczki. Lektura obowiązkowa
dla starszych pań.
Na wstępie dam wyraz swojej
opinii, że na pewno nie jest to lektura obowiązkowa dla nikogo. Wydana przez
Austerię w serii „Z rękopisów” jest wszak lekturą przyjemną, taką akurat przed
snem, bo to cieniutki zeszycik, jak wszystkie z tej serii. Kupiłam przy okazji
odbierania zamówienia w księgarni, bo lubię tę serię, dość chyba młodą,
powstałą już po zniknięciu nieodżałowanych Zeszytów Literackich, z których stajni
autorzy są w niej obecni. Marii Lewińskiej nie znałam, nie wiem, czy coś
wcześniej opublikowała (można łatwo sprawdzić, ale mi się nie chce). Autorka
jest już starszą panią, mieszka w Izraelu, do którego wyemigrowała wraz z
rodziną w roku pamiętnym, jako nastolatka. W książeczce są ciekawe rozważania
snute w lekkim, często dowcipnym tonie, (bardzo) rzadko pojawiają się cięższe
akcenty z wyraźną nutą goryczy równoważonej ironią. Dla mnie, jako dla językowej
fanatyczki, bardzo ciekawe – i zabawne – były rozważania lingwistyczne z pogranicza
dwóch językowych światów, np.:
„– Ja lubię proste radości, nie
zaraz bohaterstwo, władza i sława, często łapię się na tym, że potrafię zachwycić
się ładnym tiszertem na wystawie, ładną dziewczyną, lubię powiedzieć komuś coś
przyjemnego, na przykład tobie mamo, jak dzisiaj ładnie wyglądasz. I nie dodam
jak na swój wiek, tylko na mnie nie napadaj, bo sam jestem na siebie nerwowy,
że zamieniłem volkswagena na tego amerykańskiego grata, który wlecze się po
kwiszu i może nawet do następnego ramzoru nie dociągnie. Ale nieładnie z
naszego boku, że gadamy sobie po polsku, a ten kolega mojej córki nic nie
rozumie.
No, dorwałam okazję, wsiadam
na swojego konika i wio…
– Tłumaczysz dosłownie z hebrajskiego, nie mówi się, jestem nerwowy na siebie,
tylko denerwuję się, kwisz po polsku to jezdnia, a ramzory to światła, i nie
mów nieładnie z twojego boku, tylko nieładnie z twojej strony, i nie strofuj
mnie w aucie zapasuj się, tylko zapnij pasy i dalej już po hebrajsku, ględzę w
każdym zdaniu pakując polskie słowa i wiem, że nudzę, ale nie mogę się
powstrzymać i dalej ględzę jak stara nudziara, bo jestem stara nudziara…
Kolega wnuczki trąca ją
delikatnie:
– Po jakiemu oni mówią? – pyta.
Nie odrywając ocząt ani paluszków od swojego telefonika, Lola, to rozkoszne
dziewczątko, odpowiada:
– Babcia myśli, że mówi po hebrajsku, a mój tata myśli, że mówi po polsku.”
No to przynajmniej znam po
hebrajsku dwa słowa: kwisz i ramzory, nigdy nic nie wiadomo…
Komentarze
Prześlij komentarz