Powakacyjnie i sprzętowo
Mój plan publikowania codziennych zapisków wyjazdowych upadł
wraz z awarią laptopa, nie lubię pisać na tablecie, o telefonie nie wspinając. Chciałabym
pewne rzeczy tu utrwalić niejako poza czasem – okaże się, czy chcieć to móc.
Laptop został naprawiony – coś się rozstyknęło z monitorem –
ale i tak trzeba było kupić nowy, bo stary już ledwie dyszy i odniosłam
wrażenie, że to był z jego strony sygnał ostrzegawczy, Nowy zakupiony – nigdy nie
wtrącam się w parametry ani inne warunki takich sprzętów zostawiając to M., ale
tym razem żałuję, że jednak choćby oczkiem rzucić mi się nie chciało. Pewnie i
tak nie zauważyłabym, że dysk jest nie większej pojemności niż u staruszka, co
jednak dość dziwne. M. zatkało, jak zobaczył ile jest zajętego miejsca po
przenosinach. Dokupi zewnętrzny. Gorzej, że nowy jest srebrny cały jak sen
Salomei, a na tych srebrnych klawiszach literki i inne znaczki są w kolorze
eleganckiej jasnej szarości…, czyli takie bardziej intuicyjne. Tym też się zmartwił,
zamawiał internetowo i nawet przed zakupem nie obejrzał. Teraz myślę, że należało
oddać go po wypakowaniu, przed uruchomieniem, ale żadnemu z nas to nie przyszło
do głowy. Może się nauczę na pamięć albo czarnym pisakiem przejadę po tej
subtelnej szarości (okazało się, że można kupić nakładki czy nalepki na
klawisze). Jeszcze piszę na starym, nowego oswajam, ale słabo mi się robi ma
myśl o tych wszystkich koniecznych instalacjach – i Tunesy, Acrobaty, Irfany, i
cholera wie jeszcze czego ja teraz używam. Pewnie minie z pół roku, zanim
wszystkie klocki się spasują. Już samo to, żeby otworzyć na nowym wszystkie
karty wszystkich przeglądarek…, włączyłam synchronizacje, ale coś nie bardzo
działa, pokazuje mi tylko trzy karty, a ja mam otwartych ze trzydzieści. Można
by powiedzieć, że im wcześniej się zacznie, tym…, no pewnie, że można!
Komentarze
Prześlij komentarz