Gość w dom

Kręcę się (wczoraj) w kuchni, balkon szeroko otwarty, kot siedzi w pokoju pod krzesłem jak pies w budzie. Słyszę jakiś pisk - dziwny, ale za bardzo się nie przejmuję. Myślę, że to może pleszki, które słyszę siedząc na balkonie. Po chwili znowu – może pleszki przyleciały na balkon? Wchodzę do pokoju i widzę ptaka, który leci w stronę biblioteczki i siada na asparagusie! (po drodze robi białą kupę). Zamieram, robię zdjęcie, sikorka, dziobek szeroko otwarty, czyli stres na maksa. Idę po duży wachlarz, podchodzę ostrożnie, zbliżam wachlarz, chce ją jakoś nakierować na balkon, ale ona nic, siedzi nieruchomo z otwartym dziobkiem. Odkładam wachlarz, biorę ją w ręce, muszę użyć trochę siły, żeby oderwać ją od gałązki, ptaszyna nieruchoma, ale serduszko trzepocze jak szalone, wynoszę na balkon, zostawiam w skrzynce z bluszczem, zamykam drzwi. Ona siedzi nieruchomo, po jakimś czasie zamyka dziobek, robi dwa kroki, siedzi, rozkłada lekko skrzydła – jakby próbowała, czy są? – po chwili podlatuje na barierkę, trochę się kręci i fruuu… Uff.

Kot siedziała cały czas pod krzesłem i wszystko obserwowała, jak w teatrze, ale bez żadnych widocznych emocji. Po akcji deportacji dokładnie obwąchała kupę – wiadomo, kupa w mieszkaniu rzecz ciekawa – a potem, kiedy wypuściłam ją na balkon, także miejsce, gdzie sikorka siedziała dochodząc do siebie.

Ps. M. zwróciła mi uwagę, że taki "prezent" (białe wiadomo co) to na szczęście! Fakt, może powinnam zagrać w lotka?








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wakacje

Podwójne 500

Cortona