Wakacje 2022 start


Od czwartku w podróży, wczoraj popołudniu nareszcie na miejscu. Dom stoi i czeka.




Wieczorem na kolacje do naszej ukochanej La Vecchia Rota w malutkim, acz bardzo historycznym Marciano della Chiana. Oczywiście pełno, oczywiście młodziutka kelnerka mówi, ze bez prenotazione nie da rady, oczywiście szukamy wzrokiem padrone Massimo, oczywiście śmieje się i wskazuje stolik. Jest pysznie i wesoło, padrone żartuje (z nas tez), znajoma kelnerka rzuca kilka slow w biegu, ludzie jedzą, piją, śmieją się, pokrzykują – oprócz nas sami Włosi; uwielbiam patrzeć na Włochów przy stole! 







W pewnym momencie, gdzieś tak ok. 22, padrone mówi, ze za chwile przejdzie procesja… I idzie, od strony kościoła, z orkiestrą, a jakże! Te dwa porządki się jakby dopełniają – ludzie przy stołach i (raczej) radosna procesja, sacrum – profanum.




Na koniec prosimy o kawę i pytamy o nocino (obłędny likier orzechowy, który Massimo sam robi), kelnerka się uśmiecha, ale kręci głowa, ze nie ma, proponuje limoncello i inne amari, dziękujemy. M. idzie płacić, padrone pyta, jakie nocino chcemy, bo jest resztka jego z poprzedniego roku, a teraz ma świeższy produkcji znajomego, oczywiście M. wybiera ten oryginalny, dostaje spora lufę z komentarzem – per amici!



Myśle sobie – skoro procesja, to może kościół otwarty? Bo ostatnie kilka lat był zamknięty z powodu groźby architektonicznej katastrofy. Idziemy, otwarty, Madonna ze świętymi Bartolomeo della Gatty, która pamiętam sprzed lat 16, jest na miejscu. Ciekawy fresk z Chrztem i krucyfiks na ścianie zachodniej. 








Staram się dociec z jakiej okazji procesja, ale widzę tylko tyle, ze przedtem była msza „con intenzione comunitarie”, czyli w intencji społeczności. W czasie, kiedy ja buszuje po kościele, wraca procesja, a my schodzimy w dół murów, które, jak się okazuje, sa oświetlone, wieża jest otwarta, a na zewnątrz fiesta! Stoły, jedzenie, wino, estrada, siedzą uczestnicy procesji, muzycy przygrywający na procesji, księża, ale ludzi jest dużo więcej niż na procesji. M. skomentował to tak: przejdą z jakąś figurą z w tę i z powrotem, a potem, wiadomo, fiesta całą noc! 






Napiszę jeszcze tylko, ze jak procesja wróciła do kościoła, w środku nastąpiło jej zakończenie, ksiądz wszystkim błogosławił, a wierni się żegnali, tzn. przeżegnywali się. I ja tez się przeżegnałam, jak zauważyłam jako bodaj jedyna z gapiów. Nie było ich tak dużo, Marciano to naprawdę malutka mieścina, jacyś Amerykanie, Holendrzy, chyba Niemcy, ale nikt z nich nie miał takiego odruchu. Poczułam się częścią wspólnoty. Sama się sobą zdziwiłam, i to bardzo. 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wakacje

Podwójne 500

Cortona