Podsumowanie roku
Przeszłam
spacerowo
2308,52 km (według apki w telefonie), co daje dzienną średnią 6,3 km. Myślę, że
nieźle, jak na 63-latkę – a! średnia 6,3 w 63 roku życia!; cóż za symbolika! – choć
mogłoby być lepiej. Postanowiłam sobie robić dziennie trochę więcej niż średnia
ubiegłoroczna, żeby ona o to trochę rosła, ale jak dotąd mi się nie składa –
albo mi się nie chce, albo mam cos do zrobienia, załatwienia, wypełnienia, albo
co innego. Wygląda, że dziś będę mogła w końcu, pierwszy raz w tym roku. przejść
pełnowymiarowy dystans.
Przeczytałam
53 książki, co daje średnią ciut więcej niż jedna tygodniowo. Tu nie bardzo widzę
możliwość zwiększenia mocy, co mnie martwi, bo stosy do przeczytania się piętrzą
i rosną zamiast maleć. W tej ponad pół setce były dwie lektury powtórne: Wojciech
Karpiński, Pamięć Włoch i Edmund de
Waal, Biały szlak, pozostałe w
większości świetnie lub bardzo dobre albo przynajmniej ciekawe, czyli czas niestracony.
Ich wymienianie nie ma sensu, to może odwrotnie, bo kilka było bez albo z
niewielkim sensem: Piotr Kępiński, Szczury
z Via Veneto, Sposób życia. Z Pawłem
Hertzem rozmawia Barbara N. Łopieńska (polecane przez przyjaciółkę, nie
wypadało odmówić), Jacek Hugo-Bader, Strażnicy
wolności (prezent, ale też pierwsza jego książka, którą uznałam za słabą,
mimo że sympatyzuję z jej przesłaniem), Katarzyna Błeszyńska, Mężczyzna idealny (idiotyczne, ale
prezent) i M. L. Longworth, Klątwa
fontanny (kryminał, zdaje się jakaś seria czy coś, polecane że będzie mi się
podobać, bo to takie bułkę przez bibułkę, bibułka w zdecydowanej przewadze).
Tak że tak.
Zdrowie
ok, właściwie nic mi nie dolega, nadal nie
biorę żadnych leków, ale też przestałam się kontrolować od czasu
pandemii, wypadłam z rutyny. Mam więc w planie ginekologa, okulistę (!),
kontrolne badania laboratoryjne, mammo. Wczoraj byłam u mojej fryzjerki – powiedziała,
że idzie na zabieg skleroterapii ([pierwszy raz spotkałam się z tym terminem),
chodzi o żylaki. Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu, dłuższy czas, miałam
z tym problem, może nie jakiś wielki,
ale pobolewało, skurcze i takie tam. Nawet zbierałam info i się wybierałam do
lekarza… Uświadomiłam sobie, że właściwie jakby samo przeszło, skoro o tym w
ogóle zapomniałam, to znaczy wizualnie problem istnieje, ale go nie czuję –
może to chodzenie, które uprawiam od, chyba, 2009? Jednak postanowiłam się sprawie
przyjrzeć oczami lekarza – następna wizyta u fryzjerki w lutym, ona będzie już
po zabiegu, jeżeli będzie zadowolona wezmę od niej namiary. Dobra fryzjerka
jest niezastąpiona!
Plany
w obszarach porządków i segregowania papierów, zapisków, zdjęć i innych
szpargałów – powiedzieć, że nie zostały zrealizowane to nic nie powiedzieć.
Praca
jest jej coraz mniej, co nie jest zaskoczeniem. Moi rówieśnicy odchodzą albo
ich znaczenie maleje, a młodsi mają swoje ścieżki, co jest zrozumiałe. W
pewnych miejscach jeszcze tkwi siłą rozpędu.
W tym wszystkim tylko jedno zadanie ambitne i ciekawe, ale tez wymagając ode
mnie bardzo dużo pracy. W tym roku czułam się tym już bardzo zmęczona i postanowiłam
nie kontynuować. Trudno – nie te lata, nie te oczy, nie tren sprzęt (w sensie,
że laptop, gdybym pracowała na dużym monitorze, dużej klawiaturze i przy porządnym
biurku, to pewnie byłoby dużo łatwiej, ale takowych w domu nie posiadam i nie
mam zamiaru posiadać, bo nie ma na to miejsca, ani nie widzę na dłuższą metę
sensu). Co prawda właściwie nie wiem, czy jakaś kontynuacja w ogóle zostanie mi
zaproponowana, ale tak czy siak podjęłam decyzję. Inny projekt, niezbyt
ambitny, kontynuowany przez lata, był lekki, łatwy i bardzo dobrze płatny, i
tym bym nadal nie gardziła, ale nie przysłali jak co roku w grudniu umowy. Mogą
przysłać w styczniu – niewykluczone acz wątpliwe, bo z różnych sygnałów domniemywać
mogę, że choć byli zadowoleni ze współpracy ze mną, to doskwierała im forma umowy
zlecenia, preferowali fakturę. Tak że tak.
Mieszkanie
jest niemal gotowe, zostały do zamontowania listwy przypodłogowe i kilka
drobiazgów – listwy po stronie firmy, która kładła parkiet, „kilka drobiazgów”
po stronie architekta kierującego całością wisi już od pewnie ze dwóch miesięcy…,
tyle że mi się nie spieszy, więc wzruszam ramionami, muszę się tylko
zorientować, czy architekt został całkowicie zapłacony. Pewne rzeczy mogłyby
być zrobione lepiej, ale to w niemałym stopniu moja wina, bo się tym w ogóle
nie interesowałam, można nawet powiedzieć, że wypierałam to nowe mieszkanie. Trzeba
będzie się jednak przeprowadzić, z czym jestem pogodzona, a nawet znalazłam
plus tej sytuacji: przewietrzę zasoby ubrań, szpargałów, duperel, itp.
Komentarze
Prześlij komentarz